Automat zmierzy przekroczenie prędkości,
komputer wystawi mandat, a kierowca z własnej kieszeni zapłaci za błąd w
programie - alarmuje Dziennik Gazeta Prawna i powołuje się na opinie
ekspertów.
Już
dziś urzędnicy z GITD nie nadążają z wystawianiem mandatów. W
konsekwencji kierowca, któremu przez pół roku nie został wystawiony
mandat na podstawie zdjęcia z fotoradaru, trafia przed sąd, który
rozstrzyga o jego winie i nakłada na niego grzywnę (ukarany kierowca
pokrywa też koszty procesu). A już niebawem na drogach pojawi się 300
nowych fotoradarów, które każdego dnia będą robiły tysiące zdjęć. Te
zasypią i tak już tonący w zdjęciach GITD, który nie będzie w stanie się
nimi zająć. Problem może rozwiązać jedynie komputerowy system, który
zautomatyzuje procesy i znacznie skróci czas oczekiwania na mandat. Ma
on jednak spore minusy, które ujawnia DGP.
Co to może oznaczać dla kierowców, którzy jeżdżą zgodnie z
przepisami? Że - w opisanych wyżej przypadkach - mogą zapłacić za
wykroczenia popełniane przez piratów drogowych, którzy z kolei unikną
kary. Wystarczy, że tablica rejestracyjna sprawcy będzie nieczytelna, a w
kadrze znajdzie się uczciwy kierowca. Wówczas system uzna, że na
zdjęciu znajduje się jeden pojazd (w tym przypadku jadący zgodnie z
przepisami pechowiec) i to właśnie jego kierowcę uzna za winnego
wykroczenia. A to jeszcze nie koniec.
GITD skracając procedurę
wystawiania mandatów chce przejść z trybu wykroczeniowego na tryb
postępowania administracyjnego. Oznacza to, że kierowca będzie mógł
zobaczyć zdjęcie dopiero podczas rozprawy sądowej. Dojdzie do niej
wtedy, gdy nie przyjmie mandatu.